Niniejszy artykuł
stanowi mój komentarz do artykułu autorstwa red. Katarzyny Szczerbowskiej
opublikowanego w „Gazeta.pl” pt. „Spałam w palarni” z 13/10/2014 r.[1], który
opowiada o przerażających warunkach panujących w szpitalu psychiatrycznym przy
ulicy Sobieskiego, a więc w słynnym Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie,
który jest nie tylko wiodącą w skali Polski placówką leczącą choroby psychiczne
i neurologiczne, ale także sprawującą nadzór merytoryczny nad wszystkimi
placówkami psychiatrycznej służby zdrowia w Polsce.
I. Artykuł ten
bynajmniej nie jest paszkwilem wymierzonym w polskich psychiatrów, czy też
ogólnie w polską psychiatrię. Artykuł ten również nie ma na celu udowodnienia
tezy, iż szpitale psychiatryczne w ogóle, a w tym szpitale psychiatryczne w
Polsce - to nic innego jak rzeczywistość z filmu „Lot nad kukułczym gniazdem”.
Przeciwnie! Artykuł ten ukazuje w jak dramatycznych warunkach leczeni są w
Polsce pacjenci z chorobami psychicznymi i jak bardzo mają związane ręce przez
irracjonalny system zdrowia - sami psychiatrzy, którzy zmuszeni są leczyć w
warunkach, które mogą chyba tylko konkurować z warunkami jakie panują w
placówkach służby zdrowia na polu walki.
Artykuł powyższy,
który pozwoliłem sobie poniżej skomentować pokazuje jak prymitywnymi ludźmi są
kolejni ministrzy zdrowia niezależnie od panujących w danym czasie barw
politycznych, a także od panujących systemów politycznych. Można by przy tym
powiedzieć: „pokaż mi stan psychiatrycznej opieki zdrowotnej w twoim kraju, a
powiem w jakim kraju naprawdę żyjesz”. Patrząc na polską psychiatryczną służbę
zdrowia nie można powiedzieć niczego dobrego o polskim systemie opieki zdrowotnej.
Nazywanie zaś Polski krajem członkowskim Unii Europejskiej spoglądając na stan
polskiej psychiatrii można powiedzieć, że jest to jedno wielkie nieporozumienie
- i dalej - Polska w Unii Europejskiej znalazła się przypadkiem, tudzież Unia
Europejska popełniła błąd przyjmując kraj w tak barbarzyńsko postępujący z
osobami chorymi psychicznie, a więc z tą grupą społeczeństwa, która jest w
istocie najsłabsza ze wszystkich możliwych grup społecznych w każdym jednym
społeczeństwie, bo grupą społeczeństwa, której wszelkie sądy i wypowiedzi są a priori kwestionowane.
II. Poniższy mój komentarz miał stanowić treść mojego postu, który chciałem opublikować na moim koncie na FB, promującego wspomniany artykuł. Uznałem jednak, że artykuł ten wymaga zdecydowanie szerszego komentarza aniżeli kilku słów mojego oburzenia, a jednocześnie polecenia owego artykułu moim kolegom i koleżankom mającym moją osobę na liście znajomych na wspomnianym FB. Postanowiłem jednak nie zmieniać zbyt dużo w poniższym moim komentarzu by nie zatracić tego co ująłem w mojej analizie poruszonego niniejszym problemu zarówno od strony merytorycznej, jak również od strony zdecydowanie niemerytorycznej, a emocjonalnej, która w tym momencie jest równie w mojej ocenie ważna co część merytoryczna. Wszak temat niniejszym poruszony dotyczy ludzi, a nie maszyn. Emocje więc o ile co do zasady są złym doradcą, to w tym wypadku świadczą o naszym humanizmie, którego okazuje się jest w przestrzeni publicznej i politycznej jak na lekarstwo.
Wielu lekarzy chce
być psychiatrami, ale nimi nie zostaje z powodu fatalnego stanu psychiatrii w
Polsce.
W pierwszych kilku słowach chciałbym wspomnieć, iż poniżej
komentowany artykuł red. Katarzyny Szczerbowskiej pt. „Spałam w palarni”[1] jest jak najbardziej godny
polecenia, ale bynajmniej nie dlatego, że jest fajny, czy ciekawy, ale pokazuje
on w jakiej rzeczywistości żyjemy i gdzie każdy z nas może trafić w razie, gdy
nie tylko „siądzie” to co „popularne”, a więc serce, wątroba, czy płuca, ale
także gdy „siądzie” to co nie jest „popularne”, a co stanowi temat tabu, a więc
psychika. Swoją drogą, dodam od siebie, iż obecnie przebywam na oddziale
hematologii w jednym ze szpitali w Warszawie. Rozmawiałem tam z pewnym
lekarzem, z którym w pewnym momencie przeszedłem na moment z relacji „pacjent-lekarz”
do relacji „człowiek-człowiek”. W tej rozmowie tej jak „człowiek z człowiekiem”
zeszliśmy wspólnie na temat opieki psychiatrycznej w Polsce. To co mi ten
człowiek powiedział chyba wiele mówi o stanie polskiej psychiatrii, a mną po
prostu poraziło, mimo, że i tak nie mam najlepszego zdania na temat opieki
zdrowotnej w Polsce w ogólności i we wszystkich możliwych specjalnościach.
![]() |
| Potępieniec - fragment fresku Michała Anioła, Sąd Ostateczny (data wykonania: 1535–1541) |
Mianowicie, lekarz ów powiedział mi, że tuż po studiach medycznych
chciał pójść na specjalizację z psychiatrii. Ze względu jednak na urągające
wszelkim możliwym standardom warunki panujące w polskiej psychiatrii, lekarz
ten poniechał robienia specjalizacji ze wspomnianej psychiatrii i finalnie
zrobił specjalizację z chorób wewnętrznych, a później z hematologii. Co ważne, lekarz
ten nie wypowiadał się na temat konkretnego szpitala psychiatrycznego, ale na
temat ogólnie psychiatrii w Polsce, czyli na temat funkcjonującej w całej
Polsce opieki psychiatrycznej. Dalej, lekarzowi temu nie chodziło również o to,
że polscy lekarze psychiatrzy są źli, albo że personel psychiatryczny
pomocniczy jest zły. Chodziło mu właśnie o to, że w Polsce po prostu nie ma
warunków do leczenia zaburzeń i chorób psychicznych - patrząc od strony
pacjenta, a patrząc od strony lekarza - nie ma w Polsce miejsca do wykonywania
pracy lekarza psychiatry w sposób godny dla niego samego i jego pacjentów, a
jednocześnie zgodny ze współczesną wiedzą medyczną i światowymi standardami.
Słynny Instytut
Psychiatrii i Neurologii nie tylko z osiągnięć naukowych.
Odnosząc się do konkretnego szpitala opisanego przez red.
Katarzynę Szczerbakowską, a więc do słynnego Instytutu Psychiatrii i Neurologii
w Warszawie, stwierdzić należy, że nie tylko tam nie ma warunków do leczenia
chorób psychicznych, a jeśli już są jakieś warunki, to jak najbardziej idealne do
popadnięcia w chorobę psychiczną lub popadnięcia w jeszcze głębszą i ostrzejszą
chorobę, jeśli przed trafieniem do wspomnianego instytutu miało się jakąś
chorobę psychiczną.
Chory psychicznie
pracownik, to pracownik drugiej kategorii.
Niedawno z kolei czytałem artykuł poświęcony chorym na
schizofrenię pracownikom i ich sytuacji na rynku pracy („Mam schizofrenię, niktnie chce mnie zatrudnić”, wp.pl z 28/07/2014)[2]. Stwierdzono w nim to co powszechnie wiadomo, a więc to, że
chory na schizofrenię pracownik, to pracownik drugiej kategorii, a zwykle po
zdiagnozowaniu - nie jest to już pracownik, lecz bezrobotny, mający przy tym „szczęście”
jeśli skutecznie zostanie skierowany na rentę.
Pacjent psychicznie
chory, to pacjent drugiej kategorii.
Przy tej okazji, zastanawiałem się nad inną kwestią, która
jak sądzę (subiektywnie) jest w medycynie całkowicie zaniedbana. Mianowicie,
jak to jest, gdy osoba chora psychicznie poważnie zachoruje na chorobę
somatyczną? W przypadku transplantologii, to wiadomo, że osoba chora
psychicznie a priori musi się „pożegnać”
z możliwością wykonania transplantacji jakiegokolwiek organu (zob. np. na
wskazania i przeciwwskazania do przeszczepu m.in. płuc[3], wątroby[4]). Z
kolei, patrząc zarówno na podręczniki do intensywniej opieki medycznej, jak
również patrząc naocznie na praktykę na oddziałach OIOM - właściwie można
odnieść wrażenie, że o ile OIOM'y są przygotowane na stany ciężkie i nagłe somatyczne,
o tyle nie są właściwie przygotowane na stany ciężkie i nagłe powikłane chorobą
psychiczną, czy też ciężkim stanem psychicznym. Jedyna tu obecna procedura, to
wiązanie chorego by niczego sobie nie powyrywał. Ale czy takie postępowanie
można uznać za wystarczające? Może jest wystarczające, ale do czasu. Z moich
naocznych obserwacji i refleksji wynikających z wielokrotnego bycia przeze mnie
osobiście na OIOM’ie i do prawdy, stykania się z najprzeróżniejszymi scenariuszami
pisanymi przez życie - mogę w tym momencie zaryzykować twierdzenie, że o ile
powszechnie uważa się, że choroba nowotworowa, stwardnienie rozsiane, czy Alzheimer jest swego rodzaju wyrokiem
śmierci (tak przynajmniej powszechnie społeczeństwo uważa), o tyle
zdiagnozowanie choroby psychicznej właściwie jest nie tylko owym wyrokiem, co
przede wszystkim natychmiastowym wykonaniem owego wyroku. Przed osobą chorą
psychicznie właściwie można powiedzieć, że zamyka się cała medycyna somatyczna,
bo uważa się a propri, że osoba chora
psychicznie samouszkodzi się, coś sobie powyrywa, nie dotrzyma rygoru zażywania
leków, jak i ogólnie nie wytrzyma ciężaru choroby somatycznej - paradoksalnie nie
dostrzega się, że wiele osób chorych psychicznie wytrzymuje swoje choroby
psychiczne, rygor brania swoich leków psychiatrycznych, a co ważne adaptuje się
do wrogości społeczeństwa do swojej osoby w razie ujawienia komukolwiek swojego
rozpoznania psychiatrycznego. Łatwo dostrzegalny paradoks, lecz jakże trudno
akceptowalny przez społeczeństwo, a w tym także przez tę część społeczeństwa,
która jest wykształcona, a więc tym samym, która powinna charakteryzować się
myśleniem logicznym, opartym na empirii i pozbawionym myślenia stereotypowego,
jak i magicznego.
Niemniej, cała medycyna somatyczna (w mojej oczywiście
subiektywnej ocenie) w istocie się poddaje w momencie, gdy chory ma chorobę
psychiczną, a zwłaszcza w stanie ostrym. Jeżeli jeszcze do tego dołożymy stan
polskiej psychiatrii, który skazuje chorych na pogłębianie się ich chorób, a
lekarzy na męczarnię, a nie pracę - to mamy w tym momencie po prostu piekło tu
na ziemi, a nie te, przed którym straszy niejedna religia.
Mecz życia o życie i
normalność.
W momencie, w którym piszę niniejszy komentarz, rozgrywa się
piękny mecz na jeszcze piękniejszym Stadionie Narodowym w Warszawie. Polska reprezentacja w piłce
kopanej nogą lewą i prawą gra z jakąś inną reprezentacją analogicznie kopiącą
lewą i prawą nogą (chyba jest o ile pamiętam chodzi o piłkarzy ze Szkocji). Niemniej, oderwijmy się na chwilę od magii tych igrzysk
zorganizowanych przez Cezara i pomyślmy w tym momencie o rzeczy zawierającej
się w następującym pytaniu: ile osób rozgrywa w tym momencie mecz swojego życia
o swoje życie w szpitalach psychiatrycznych nie mając przy tym do tego
jakichkolwiek warunków by ów mecz wygrać? Pochylmy więc w tym momencie nasze czoła
przed tymi wszystkimi chorymi na schorzenia psychiczne, którzy w tak trudnych i
nieludzkich warunkach ową walkę wygrywają i powracają wbrew wszelkiej logice do
normalnego życia - życia poza psychiatrycznym oddziałem zamkniętym, wśród rodziny, wśród znajomych, w pracy, na uczelni, realizujących swoje pasje, plany i marzenia. Z kolei,
otoczmy wsparciem z jednoczesnym szacunkiem tych wszystkich, którzy ten mecz
jeszcze nie rozegrali, a tym samym dajmy im znak, że wierzymy w ich wygraną.
Przypisy:



