wtorek, 14 października 2014

O pacjentach i lekarzach drugiej kategorii

Niniejszy artykuł stanowi mój komentarz do artykułu autorstwa red. Katarzyny Szczerbowskiej opublikowanego w „Gazeta.pl” pt. „Spałam w palarni” z 13/10/2014 r.[1], który opowiada o przerażających warunkach panujących w szpitalu psychiatrycznym przy ulicy Sobieskiego, a więc w słynnym Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, który jest nie tylko wiodącą w skali Polski placówką leczącą choroby psychiczne i neurologiczne, ale także sprawującą nadzór merytoryczny nad wszystkimi placówkami psychiatrycznej służby zdrowia w Polsce.

I. Artykuł ten bynajmniej nie jest paszkwilem wymierzonym w polskich psychiatrów, czy też ogólnie w polską psychiatrię. Artykuł ten również nie ma na celu udowodnienia tezy, iż szpitale psychiatryczne w ogóle, a w tym szpitale psychiatryczne w Polsce - to nic innego jak rzeczywistość z filmu „Lot nad kukułczym gniazdem”. Przeciwnie! Artykuł ten ukazuje w jak dramatycznych warunkach leczeni są w Polsce pacjenci z chorobami psychicznymi i jak bardzo mają związane ręce przez irracjonalny system zdrowia - sami psychiatrzy, którzy zmuszeni są leczyć w warunkach, które mogą chyba tylko konkurować z warunkami jakie panują w placówkach służby zdrowia na polu walki.
Artykuł powyższy, który pozwoliłem sobie poniżej skomentować pokazuje jak prymitywnymi ludźmi są kolejni ministrzy zdrowia niezależnie od panujących w danym czasie barw politycznych, a także od panujących systemów politycznych. Można by przy tym powiedzieć: „pokaż mi stan psychiatrycznej opieki zdrowotnej w twoim kraju, a powiem w jakim kraju naprawdę żyjesz”. Patrząc na polską psychiatryczną służbę zdrowia nie można powiedzieć niczego dobrego o polskim systemie opieki zdrowotnej. Nazywanie zaś Polski krajem członkowskim Unii Europejskiej spoglądając na stan polskiej psychiatrii można powiedzieć, że jest to jedno wielkie nieporozumienie - i dalej - Polska w Unii Europejskiej znalazła się przypadkiem, tudzież Unia Europejska popełniła błąd przyjmując kraj w tak barbarzyńsko postępujący z osobami chorymi psychicznie, a więc z tą grupą społeczeństwa, która jest w istocie najsłabsza ze wszystkich możliwych grup społecznych w każdym jednym społeczeństwie, bo grupą społeczeństwa, której wszelkie sądy i wypowiedzi są a priori kwestionowane.

II. Poniższy mój komentarz miał stanowić treść mojego postu, który chciałem opublikować na moim koncie na FB, promującego wspomniany artykuł. Uznałem jednak, że artykuł ten wymaga zdecydowanie szerszego komentarza aniżeli kilku słów mojego oburzenia, a jednocześnie polecenia owego artykułu moim kolegom i koleżankom mającym moją osobę na liście znajomych na wspomnianym FB. Postanowiłem jednak nie zmieniać zbyt dużo w poniższym moim komentarzu by nie zatracić tego co ująłem w mojej analizie poruszonego niniejszym problemu zarówno od strony merytorycznej, jak również od strony zdecydowanie niemerytorycznej, a emocjonalnej, która w tym momencie jest równie w mojej ocenie ważna co część merytoryczna. Wszak temat niniejszym poruszony dotyczy ludzi, a nie maszyn. Emocje więc o ile co do zasady są złym doradcą, to w tym wypadku świadczą o naszym humanizmie, którego okazuje się jest w przestrzeni publicznej i politycznej jak na lekarstwo.

Wielu lekarzy chce być psychiatrami, ale nimi nie zostaje z powodu fatalnego stanu psychiatrii w Polsce.
W pierwszych kilku słowach chciałbym wspomnieć, iż poniżej komentowany artykuł red. Katarzyny Szczerbowskiej pt. „Spałam w palarni[1] jest jak najbardziej godny polecenia, ale bynajmniej nie dlatego, że jest fajny, czy ciekawy, ale pokazuje on w jakiej rzeczywistości żyjemy i gdzie każdy z nas może trafić w razie, gdy nie tylko „siądzie” to co „popularne”, a więc serce, wątroba, czy płuca, ale także gdy „siądzie” to co nie jest „popularne”, a co stanowi temat tabu, a więc psychika. Swoją drogą, dodam od siebie, iż obecnie przebywam na oddziale hematologii w jednym ze szpitali w Warszawie. Rozmawiałem tam z pewnym lekarzem, z którym w pewnym momencie przeszedłem na moment z relacji „pacjent-lekarz” do relacji „człowiek-człowiek”. W tej rozmowie tej jak „człowiek z człowiekiem” zeszliśmy wspólnie na temat opieki psychiatrycznej w Polsce. To co mi ten człowiek powiedział chyba wiele mówi o stanie polskiej psychiatrii, a mną po prostu poraziło, mimo, że i tak nie mam najlepszego zdania na temat opieki zdrowotnej w Polsce w ogólności i we wszystkich możliwych specjalnościach.
Potępieniec - fragment fresku
Michała Anioła, Sąd Ostateczny
(data wykonania: 1535–1541)
Mianowicie, lekarz ów powiedział mi, że tuż po studiach medycznych chciał pójść na specjalizację z psychiatrii. Ze względu jednak na urągające wszelkim możliwym standardom warunki panujące w polskiej psychiatrii, lekarz ten poniechał robienia specjalizacji ze wspomnianej psychiatrii i finalnie zrobił specjalizację z chorób wewnętrznych, a później z hematologii. Co ważne, lekarz ten nie wypowiadał się na temat konkretnego szpitala psychiatrycznego, ale na temat ogólnie psychiatrii w Polsce, czyli na temat funkcjonującej w całej Polsce opieki psychiatrycznej. Dalej, lekarzowi temu nie chodziło również o to, że polscy lekarze psychiatrzy są źli, albo że personel psychiatryczny pomocniczy jest zły. Chodziło mu właśnie o to, że w Polsce po prostu nie ma warunków do leczenia zaburzeń i chorób psychicznych - patrząc od strony pacjenta, a patrząc od strony lekarza - nie ma w Polsce miejsca do wykonywania pracy lekarza psychiatry w sposób godny dla niego samego i jego pacjentów, a jednocześnie zgodny ze współczesną wiedzą medyczną i światowymi standardami.

Słynny Instytut Psychiatrii i Neurologii nie tylko z osiągnięć naukowych.
Odnosząc się do konkretnego szpitala opisanego przez red. Katarzynę Szczerbakowską, a więc do słynnego Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, stwierdzić należy, że nie tylko tam nie ma warunków do leczenia chorób psychicznych, a jeśli już są jakieś warunki, to jak najbardziej idealne do popadnięcia w chorobę psychiczną lub popadnięcia w jeszcze głębszą i ostrzejszą chorobę, jeśli przed trafieniem do wspomnianego instytutu miało się jakąś chorobę psychiczną.

Chory psychicznie pracownik, to pracownik drugiej kategorii.
Niedawno z kolei czytałem artykuł poświęcony chorym na schizofrenię pracownikom i ich sytuacji na rynku pracy („Mam schizofrenię, niktnie chce mnie zatrudnić”, wp.pl z 28/07/2014)[2]. Stwierdzono w nim to co powszechnie wiadomo, a więc to, że chory na schizofrenię pracownik, to pracownik drugiej kategorii, a zwykle po zdiagnozowaniu - nie jest to już pracownik, lecz bezrobotny, mający przy tym „szczęście” jeśli skutecznie zostanie skierowany na rentę.

Pacjent psychicznie chory, to pacjent drugiej kategorii.
Przy tej okazji, zastanawiałem się nad inną kwestią, która jak sądzę (subiektywnie) jest w medycynie całkowicie zaniedbana. Mianowicie, jak to jest, gdy osoba chora psychicznie poważnie zachoruje na chorobę somatyczną? W przypadku transplantologii, to wiadomo, że osoba chora psychicznie a priori musi się „pożegnać” z możliwością wykonania transplantacji jakiegokolwiek organu (zob. np. na wskazania i przeciwwskazania do przeszczepu m.in. płuc[3], wątroby[4]). Z kolei, patrząc zarówno na podręczniki do intensywniej opieki medycznej, jak również patrząc naocznie na praktykę na oddziałach OIOM - właściwie można odnieść wrażenie, że o ile OIOM'y są przygotowane na stany ciężkie i nagłe somatyczne, o tyle nie są właściwie przygotowane na stany ciężkie i nagłe powikłane chorobą psychiczną, czy też ciężkim stanem psychicznym. Jedyna tu obecna procedura, to wiązanie chorego by niczego sobie nie powyrywał. Ale czy takie postępowanie można uznać za wystarczające? Może jest wystarczające, ale do czasu. Z moich naocznych obserwacji i refleksji wynikających z wielokrotnego bycia przeze mnie osobiście na OIOM’ie i do prawdy, stykania się z najprzeróżniejszymi scenariuszami pisanymi przez życie - mogę w tym momencie zaryzykować twierdzenie, że o ile powszechnie uważa się, że choroba nowotworowa, stwardnienie rozsiane, czy Alzheimer jest swego rodzaju wyrokiem śmierci (tak przynajmniej powszechnie społeczeństwo uważa), o tyle zdiagnozowanie choroby psychicznej właściwie jest nie tylko owym wyrokiem, co przede wszystkim natychmiastowym wykonaniem owego wyroku. Przed osobą chorą psychicznie właściwie można powiedzieć, że zamyka się cała medycyna somatyczna, bo uważa się a propri, że osoba chora psychicznie samouszkodzi się, coś sobie powyrywa, nie dotrzyma rygoru zażywania leków, jak i ogólnie nie wytrzyma ciężaru choroby somatycznej - paradoksalnie nie dostrzega się, że wiele osób chorych psychicznie wytrzymuje swoje choroby psychiczne, rygor brania swoich leków psychiatrycznych, a co ważne adaptuje się do wrogości społeczeństwa do swojej osoby w razie ujawienia komukolwiek swojego rozpoznania psychiatrycznego. Łatwo dostrzegalny paradoks, lecz jakże trudno akceptowalny przez społeczeństwo, a w tym także przez tę część społeczeństwa, która jest wykształcona, a więc tym samym, która powinna charakteryzować się myśleniem logicznym, opartym na empirii i pozbawionym myślenia stereotypowego, jak i magicznego.
Niemniej, cała medycyna somatyczna (w mojej oczywiście subiektywnej ocenie) w istocie się poddaje w momencie, gdy chory ma chorobę psychiczną, a zwłaszcza w stanie ostrym. Jeżeli jeszcze do tego dołożymy stan polskiej psychiatrii, który skazuje chorych na pogłębianie się ich chorób, a lekarzy na męczarnię, a nie pracę - to mamy w tym momencie po prostu piekło tu na ziemi, a nie te, przed którym straszy niejedna religia.

Mecz życia o życie i normalność.
W momencie, w którym piszę niniejszy komentarz, rozgrywa się piękny mecz na jeszcze piękniejszym Stadionie Narodowym w Warszawie. Polska reprezentacja w piłce kopanej nogą lewą i prawą gra z jakąś inną reprezentacją analogicznie kopiącą lewą i prawą nogą (chyba jest o ile pamiętam chodzi o piłkarzy ze Szkocji). Niemniej, oderwijmy się na chwilę od magii tych igrzysk zorganizowanych przez Cezara i pomyślmy w tym momencie o rzeczy zawierającej się w następującym pytaniu: ile osób rozgrywa w tym momencie mecz swojego życia o swoje życie w szpitalach psychiatrycznych nie mając przy tym do tego jakichkolwiek warunków by ów mecz wygrać? Pochylmy więc w tym momencie nasze czoła przed tymi wszystkimi chorymi na schorzenia psychiczne, którzy w tak trudnych i nieludzkich warunkach ową walkę wygrywają i powracają wbrew wszelkiej logice do normalnego życia - życia poza psychiatrycznym oddziałem zamkniętym, wśród rodziny, wśród znajomych, w pracy, na uczelni, realizujących swoje pasje, plany i marzenia. Z kolei, otoczmy wsparciem z jednoczesnym szacunkiem tych wszystkich, którzy ten mecz jeszcze nie rozegrali, a tym samym dajmy im znak, że wierzymy w ich wygraną.

Przypisy:
[4] Wskazania i przeciwwskazania do przeszczepu wątroby

poniedziałek, 13 października 2014

Chromolę EBOLĘ, czyli o polskich sukcesach w 2014 r.

Za niedługo rozpocznie się czas podsumowań osiągnięć Polski i Polaków dosłownie we wszystkim i wszędzie, jako że do 31 grudnia zostało nieco ponad dwa miesiące. Wpierw jednak przejdziemy do podsumowań lokalnych w związku z nadchodzącymi wyborami samorządowymi. Nieco później, po podsumowaniu tego co zrobili samorządowcy, a czego nie zrobili - będziemy analizować co zrobili, a czego nie zrobili za życia zmarli (1 i 2 listopada), jako że zmarli kiedyś żyli i coś tam robili, gdy nie byli zmarli, a byli żywi, a ci co pozostali przy życiu będą narażali swoje życie i zdrowie jeżdżąc po kilku głębszych z ułańską fantazją i brawurą na cmentarz.
Warto jednak w tym zbliżającym się okresie podsumowań, zwrócić uwagę na podsumowania tego co dokonaliśmy w tym roku, a co stanowiło przełom od wielu, wielu lat.

Wygrany meczyk.
Rys. Tomasz WIATER
Kilka dni temu polska reprezentacja w piłce kopanej zagrała mecz z reprezentacją Niemiec w eliminacjach do Mistrzostw Europy. Mecz ten w sumie nie byłby wart wspomnienia, gdyby nie to, że Polska na reszcie wygrała z Niemcami i to nie byle jak, lecz z wynikiem 2:0. Co więcej, jak jeden z kibiców udzielających wywiadu niedzielnym Faktom TVN (13/10/2014) powiedział: ostatni raz Polska wygrała w Niemcami w bitwie pod Grunwaldem 15 lipca 1410 r. Dalej, kolejnym osiągnięciem może nie w perspektywie więcej niż pół tysiąca lat, lecz kilkudziesięciu lat, to było rozegranie meczu piłkarskiego przez Polskę bez uprzedniego spotkania z przeciwnikami i wymienienia się z nimi paroma niewielkimi podarunkami pod stołem. Można więc nie bez powodu powiedzieć, że Fryderyk Chopin ze swoim „pińkoniem na klawirze” i Maria Curie-Skłodowska ze swoimi napromieniowanymi promieniowaniem jonizującym książkami kucharskimi - „wysiadają” w porównaniu do polskiej reprezentacji w piłce kopanej jedną i drugą nogą.[1]

Król Europy.
Rys. Tomasz WIATER
Kolejnym sukcesem, o którym moglibyśmy rzec na wstępie, iż „nadeszla wiekopomna chwila”- to wybranie Donalda Tuska na Przewodniczącego Komisji Europejskiej. Jak się okazało wybór ten był o wiele większym zaskoczeniem dla polskiej klasy politycznej niż dla zachodniej Unii Europejskiej, która jest przekonana, że na co dzień po Warszawie biegają miśki polarne, a metro warszawskie na pewno jest połączone niejedną nitką z metrem moskiewskim. Jak się bowiem okazało, największy wróg Donalda Tuska jako premiera, a więc prezes Jarosław Kaczyński, gdy wreszcie się spełniło jego największe marzenie aby Donald Tusk przestał być premierem przed końcem swojej drugiej kadencji - nie wie w istocie co robić. Co więcej, na tyle nie wie co robić, że oświadczył, że jeśli PiS przegra ponownie nadchodzące przyszłoroczne wybory parlamentarne, to on przestanie być prezesem.[2]

Wszyscy bali się Jarka, a jest Ebola..
Źródło: Internet
Największym jednak sukcesem Polski plasującym Polskę jako kraj światowy to przyjście do nas długo przez wszystkich oczekiwanej Eboli.[3] [4] [5] Profesor Horban - krajowy konsultant ds. chorób zakaźnych - wspomniał, że polska sieć szpitali zakaźnych i ogólnie polskie służby sanitarne odpowiadające za bezpieczeństwo epidemiologiczne „wymiękną”, gdy do Polski przyjdzie Ebola. Z kolei, wiceminister lek. Sławomir Neumann sam wspomniał, że profesor Andrzej Horban „wymięka” i że polska służba zdrowia jak sobie poradziła z wirusem ptasiej czy innej grypy, to i Ebolę wciągnie nosem.[6] [7] [8]
Ja akurat w pełni się czuję bezpiecznie i Eboli się nie boję. Choć profesor Horban „wymiękł”, to akurat mamy innych wspaniałych specjalistów od chorób wszelakich jak: lek. med. Ewa Kopacz, lek. med. Sławomir Neumann, lek. med. Bartosz Arłukowicz, którzy staną w szranki z wirusem Ebola niczym Lech Wałęsa wyruszy na Moskwę w przypadku, gdy Władimir Putin uderzy na Gdańsk.

Przypisy: