Jakiś czas temu
Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN) postanowiło wydać swój własny elementarz, który
ma być ogólnodostępny, obowiązujący i za darmo. Ogólnie resort edukacji ma w
planach stworzenie podręczników darmowych dla uczniów. Jak się uda te plany
zrealizować? Zobaczymy. Tym czasem ministerstwo już przygotowało swój
elementarz, który ma obowiązywać od 1 września bieżącego roku. Autorką
elementarza jest Maria Lorek, zaś jak wspomniała minister edukacji narodowej
Joanna Kluzik-Rostowska: „[elementarz - przyp. PJJ] ma 96 stron. Jest mądrze i
ciekawie napisany, kolorowy i na wiele lat”[1]. Elementarz ten nosi tytuł „Naszelementarz” (dalej: ministerialny elementarz) i na początek jego pierwszy tom - jako że elementarz ten składa się
z dwu tomów - został udostępniony na stronie MEN do
powszechnej konsultacji.[2] Skoro więc wszyscy mogą to
ministerialne dzieło konsultować i skonsultować, to ja również postanowiłem się
z nim zapoznać i je skonsultować.
Na początek.
Na wstępie chciałbym
podkreślić, iż nie jestem pedagogiem wczesnoszkolnym, jak również nie jestem
specjalistą dydaktyki wczesnoszkolnej, a prawnikiem, pedagogiem społecznym i
dawnym nauczycielem w gimnazjum i w liceum, oraz nauczycielem akademickim. Nie
mam więc do oceny tego ministerialnego elementarza wystarczających kompetencji,
aby móc to "dzieło" profesjonalnie ocenić. Ocenię go więc
nieprofesjonalnie i subiektywnie, oraz powiem, że: lepszy i myślę, że w ogóle najlepszy jest elementarz Mariana Falskiego (dalej:
elementarz Falskiego).
Po pierwsze: sylaby, sylaby i jeszcze raz sylaby.
W przeciwieństwie do
elementarza ministerialnego, elementarz Falskiego uczył czytać sylabowo i
uważam, że ta metoda, na której pokolenia uczyły się czytać jest po prostu
sprawdzona i chyba najlepsza. Po co więc zmieniać sprawdzony nie od lat,
ale od pokoleń - ideał? Na to pytanie zna chyba odpowiedź tylko pani minister Joanna
Kluzik-Rostowska, oraz pani Maria Lorek - autorka „Naszego elementarza”.
Po drugie: nie od razu Rzym zbudowano.
![]() |
| Lorek Maria, "Nasze elementarz", Warszawa: MEN (źródło: MEN) |
Otóż, wskazać należy, iż dla dziecka, które dopiero co się uczy czytać, nie ma sensu dawać zbyt skomplikowanych zdań, a tym bardziej zdań wielokrotnie złożonych, czy też zawierających zbyt skomplikowane słownictwo. Zdania zawierane w poleceniach w elementarzu powinny być proste, łatwe do odczytania i do zrozumienia po to aby dziecko wpierw nabrało wprawy w czytaniu i w rozumieniu tekstu, a nie awersji do czytania. Oczywiście, słownictwo dzieci należy ubogacać, a tym bardziej należy dzieci zapoznawać z różnymi formami wypowiedzi, a w tym z wypowiedziami skomplikowanymi - jednak czas na to przyjdzie wtedy, gdy dziecko uprzednio nauczy się czytać i rozumieć to co czyta.
Warto w tym miejscu zwrócić
uwagę, że nauka czytania to coś więcej niż tylko zapamiętywanie określonych
kształtów graficznych zwanych literami. Nauka czytania poza aspektem ściśle
pedagogicznym i dydaktycznym łączy w sobie także aspekt psychologiczny i biologiczny,
jako że mózg dziecka w tym czasie uczy się nowego sposobu myślenia w postaci nowego
źródła odbierania informacji werbalnej, tzn. mózg „odkrywa”, że słowo można
odebrać nie tylko poprzez słuch, ale także poprzez wzrok czytając. Nie będę w
tym momencie wchodził w kompetencję neurolingwisty, którym nie jestem. Zdaję sobie
jednak sprawę, że proces uczenia na tak elementarnym etapie stanowi niesłychaną
rewolucję nie tylko w życiu dziecka, ale również w funkcjonowaniu jego mózgu.
Kończąc ten wątek chciałbym jeszcze na jedną istotną rzecz zwrócić uwagę. Otóż, na pierwszych stronach elementarza (po wstępie, podziękowaniach, spisie treści, itp.) dziecko nieumiejące czytać od razu jest rzucone na „głęboką wodę” przez Marię Lorek, autorkę wspomnianego elementarza. Mianowicie, na stronach 6-7 „Naszego elementarza” mamy narysowaną klasę, zaś pod rysunkiem znajdują się polecenia napisane małymi literkami takie jak m.in. „To wasze koleżanki i koledzy z klasy 1a oraz pani Ania. Wspólnie z nimi będziemy się uczyć i bawić. Powiedzcie, co teraz robią dzieci.”. Pierwsza litera alfabetu dopiero jest wyjaśniana na stronach 22-23. Między stronami 7 a 22 znajduje się podobna „głęboka woda” jak na przytoczonej stronie 6-7.
Kończąc ten wątek chciałbym jeszcze na jedną istotną rzecz zwrócić uwagę. Otóż, na pierwszych stronach elementarza (po wstępie, podziękowaniach, spisie treści, itp.) dziecko nieumiejące czytać od razu jest rzucone na „głęboką wodę” przez Marię Lorek, autorkę wspomnianego elementarza. Mianowicie, na stronach 6-7 „Naszego elementarza” mamy narysowaną klasę, zaś pod rysunkiem znajdują się polecenia napisane małymi literkami takie jak m.in. „To wasze koleżanki i koledzy z klasy 1a oraz pani Ania. Wspólnie z nimi będziemy się uczyć i bawić. Powiedzcie, co teraz robią dzieci.”. Pierwsza litera alfabetu dopiero jest wyjaśniana na stronach 22-23. Między stronami 7 a 22 znajduje się podobna „głęboka woda” jak na przytoczonej stronie 6-7.
Jak wspomniałem na
początku, nie jestem pedagogiem ani dydaktykiem wczesnoszkolnym. Na moją jednak
orientację i na moje własne doświadczenie pedagogiczne, proces dydaktyczny winien
przebiegać „krok po kroku”. Precyzyjniej rzecz ujmując: jeśli chodzi o moje
doświadczenie pedagogiczne, które uzyskałem w pracy w gimnazjum i w liceum (7
lat), a także na uczelni (3 lata), to zarówno moim uczniom, jak i studentom
stopień trudności podnosiłem stopniowo stosownie do zaawansowania zarówno ich
dotychczasowej wiedzy, jak i stosownie do czasu trwania danego kursu.
Przykładowo, jeśli chodzi o moich studentów na prawie, na zajęciach z procesu
cywilnego (III rok prawa), to na pierwszych zajęciach nie rzucałem ich na „głębokie
wody” i nie mówiłem im przykładowo o kosztach sądowych, a tym bardziej nie
dawałem im żadnych spraw do rozwiązania, bo po prostu by mi ani niczego nie
rozwiązali, ani by niczego nie zrozumieli bez uprzedniego wyjaśnienia im
elementarnych pojęć dotyczących wspomnianego procesu cywilnego. Tym czasem
autorka omawianego elementarza wymaga od razu od dziecka nieznającego jeszcze
liter - czytania poleceń napisanych jakby tego było mało, drobnym druczkiem.
![]() |
| Maria Lorek (z lewej), autorka "Naszego elementarza" i Joanna Kluzik-Rostowska (z prawej), Minister Edukacji Narodowej. (źródło: MEN) |
Czy z przyjętą przez Marię Lorek dydaktyką „rzucania na głęboką wodę” zgadzacie się? Bo ja zdecydowanie się NIE ZGADZAM. Owszem, rozumiem, że polecenia zawarte na stronach przed stroną 22-gą „Naszego elementarza” będą odczytywane dzieciom na głos przez nauczyciela, ale skoro te polecenia są zawarte w podręczniku dla ucznia, a nie w metodyce podręcznika adresowanej do nauczyciela, to chyba jasne jest, że powinny one być tak zredagowane aby nauczyciel, zaś w domu rodzic wspólnie z uczniem (dzieckiem) starał się czytać te polecenia.
Po trzecie: grafika.
Szata graficzna elementarza
Falskiego była w mojej ocenie po prostu bardziej przyjazna dzieciom.
Po czwarte: wszystko, tylko nie "Nasz elementarz".
Na tym punkcie zakończę mój
nieprofesjonalny wywód. Otóż, z elementarza Falskiego do potocznego języka
trafiła fraza "Ala ma kota". Fakt ten myślę, że dodatkowo świadczy
nie tylko o popularności elementarza Falskiego, ile o przyczynie popularności
tego podręcznika tkwiącej po prostu w bardzo dobrej redakcji wspomnianego
elementarza Falskiego. A jaka fraza z ministerialnego elementarza trafi do
języka potocznego i będzie z taką przyjemnością uzupełniana i ubarwiana w
przyszłości zarówno przez dzieci, młodzież, jak i dorosłych?
W każdym bądź razie, na koniec powiem tylko tyle: jeśli będę miał dziecko, to na pewno dam mu do nauki elementarz Falskiego, z którego sam się nauczyłem czytać.
W każdym bądź razie, na koniec powiem tylko tyle: jeśli będę miał dziecko, to na pewno dam mu do nauki elementarz Falskiego, z którego sam się nauczyłem czytać.




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz