W dniu dzisiejszym wróciłem ze szpitala. W szpitalu nie
miałem internetu. W szpitalu byłem tylko ja, mój komputer zawierający moją
ulubioną muzykę i filmy, oraz było ze mną kilka książek. W trakcie
hospitalizacji towarzyszyły mi salowe, pielęgniarki i lekarki, oraz salowi,
pielęgniarze i lekarze, którzy robili to co do nich należało wedle ich
kompetencji. Co ważne, komplet personelu mówił po francusku, zaś ze mną
rozmawiał po angielsku również zgodnie z ich kompetencjami - tym razem
językowymi, jako że wylądowałem w szpitalu w trakcie pobytu w Paryżu.
Pobyt mój przypadał na trwające niedawno w Polsce wybory
samorządowe, a wcześniej na Święto Niepodległości przypadające na dzień 11-go
listopada. We Francji tak się składa, że 11-sty listopada jest również świętem
państwowym, tyle, że powodem do świętowania przez Francuzów bynajmniej nie jest
kolejna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości, lecz moment
zakończenia I Wojny Światowej, zwanej też Wielką Wojną. Choć przez cały czas
przebywałem w szpitalu, a dokładnie na sali, którą opuszczałem od czasu do
czasu trzymając się w granicach oddziału, na którym byłem - to nie słyszałem o
żadnych zamieszkach, ani o żadnych burdach w Paryżu w dniu 11-go listopada.
Dzień ten przeszedł spokojnie, zaś całemu personelowi, jak również wszystkim
francuskim pacjentom towarzyszył uśmiech na twarzy i ogólna radość - u tych nielicznych
mających wszystko głęboko w poważaniu obecna była co najwyżej ignorancja i nic
więcej.
Co ważne, nie było jakiejkolwiek wrogości, ani jakichkolwiek
innych negatywnych emocji zarówno na samym oddziale, jak również żadne tego
typu emocje nie dobywały się z zewnątrz do szpitala. Ot, można by powiedzieć
święto świętowane jak każde jedno święto winno być świętowane.
W kolejnych dniach szczerze mówiąc nie wiedziałem co się
dzieje we Francji poza tym tylko, że po 11-stym listopada nastąpiły zwykłe
robocze dni przerywane zwykłymi weekendami.
Znacznie, znacznie wcześniej jednak, gdy innym razem byłem w
Paryżu, to natrafiłem na wybory do Europarlamentu połączone z wyborami do władz
municypalnych. Wtedy akurat nie byłem w szpitalu i miałem pełen dostęp do
wszystkich mediów mówiących o tym co się działo aktualnie we Francji zarówno
przez cały czas trwania kampanii wyborczej, jak również w dniu głosowania, jak
też w dniu liczenia głosów. Owszem, emocji, a zwłaszcza emocji wyborczych nie
brakowało, a wręcz można powiedzieć, iż było ich pod dostatkiem. Zarówno we francuskiej
telewizji, jak i w internecie, a także na plakatach wywieszonych na ulicach Paryża,
w którym byłem - widać było tradycyjną, acz zażartą walkę pomiędzy socjalistami
a demokratami. Do walki tej przyłączyły się również skrajne skrzydła prawicy
reprezentowanej przez Marine Le Pen i jak i skrajnej lewicy reprezentowanej
przez Jean-Luc’a Melenchon’a. Walka była zażarta i napięta. Ale.. jak się
okazało potem, również wszystko odbywało się w granicach rozsądku. Po
zakończonym głosowaniu przyszedł czas na liczenie głosów i udało się mimo
napięć i niezadowolenia wszystkich środowisk politycznych we Francji -
skutecznie policzyć głosy i to dość szybko. Jak się okazało, francuska
reprezentacja w Europarlamencie została zdominowana przez skrajnie prawicowy i
antyeuropejski Front Narodowy. Owszem, w mojej ocenie jest to powód do
niepokoju. Mimo tego jednak Francja z trudem co prawda, ale jednak -
zaakceptowała taką, a nie inną wolę wyborców. W dalszych dniach, aż po
dzisiejszy dzień spory polityczne we Francji są nadal zażarte i gorące, ale.. w
granicach rozsądku.
![]() |
| Rys. P. J. Jastrzębski |
Po powrocie ze szpitala będąc nadal jeszcze w Paryżu
otwieram polski internet, a w nim czytam li tylko nagłówki mówiące o jakiejś
studentce, która napisała zhakowany program do obsługi systemu elektronicznego
Państwowej Komisji Wyborczej. Dalej, czytam, iż jeden z ważniejszych członków
centrali PKW po ponad 20-stu latach pełnienia funkcji podaje się do dymisji.
Biegnąć dalej li tylko po nagłówkach i tytułach artykułów, bo za mało jeszcze
mam sił aby czytać artykuły z takimi egzotycznymi wiadomościami - dowiaduję
się, że Państwowa Komisja Wyborcza jest obecnie okupowana. Z kolei, jeśli
chodzi o wyniki wyborów, to są one wciąż niejasne i o wiele pewniejsze okazują
się sondaże aniżeli wyniki wyborów, których to wyników wciąż jeszcze nie ma, bo
system informatyczny przygotowany przez wspomnianą jakąś studentkę całkowicie
padł po n-krotnych włamaniach przez nieznanych hackerów. Co więcej, czytam
również o tym, że nie da się za bardzo policzyć „ręcznie” głosów, bo w wielu
komisjach wyborczych następowały „cuda nad urną”. Jeden z przedstawicieli
centralnego kierownictwa PKW wspomina, że wyniki wyborów może zostaną ogłoszone
w następnym tygodniu - z postawieniem akcentu na „może”. Dalej, czytam także,
że jeden z ministrów (nie pamiętam który) rozważa powtórzenie w całej Polsce
wyborów samorządowych.
Nie chce mi się w to wszystko wierzyć i przecieram oczy ze
zdumienia, zaś przecierając oczy ze zdumienia powracam czym prędzej do
studiowania mojej karty wypisowej ze szpitala, a zwłaszcza do opisu stosowanych
u mnie leków w trakcie hospitalizacji. Staram się bowiem znaleźć jakiś lek,
albo grupę leków, które mogłyby mi zaszkodzić i spowodować jakieś przewidzenia.
Leki jednak okazują się być w porządku zarówno te, które u mnie stosowano w
trakcie hospitalizacji, jak również te, z którymi wypisano mnie do domu.
Finalnie sprawdzam jeszcze raz kalendarz. Może dziś jest prima
aprilis, czyli 1 kwietnia, a więc dzień, w którym wszystkie media robią sobie
żarty, które szczerze mówiąc mało kogo śmieszą? Okazuje się, że z moim
kalendarzem wszystko jest ok.
Tak, tak. Czytam o Polsce właśnie, a nie o jakiejś republice
bananowej, czy republice postsowieckiej. A może jednak?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz