czwartek, 20 listopada 2014

Polska zagłębiem produkcji bananów, czyli o Polskiej Republice Bananowej

W dniu dzisiejszym wróciłem ze szpitala. W szpitalu nie miałem internetu. W szpitalu byłem tylko ja, mój komputer zawierający moją ulubioną muzykę i filmy, oraz było ze mną kilka książek. W trakcie hospitalizacji towarzyszyły mi salowe, pielęgniarki i lekarki, oraz salowi, pielęgniarze i lekarze, którzy robili to co do nich należało wedle ich kompetencji. Co ważne, komplet personelu mówił po francusku, zaś ze mną rozmawiał po angielsku również zgodnie z ich kompetencjami - tym razem językowymi, jako że wylądowałem w szpitalu w trakcie pobytu w Paryżu.
Pobyt mój przypadał na trwające niedawno w Polsce wybory samorządowe, a wcześniej na Święto Niepodległości przypadające na dzień 11-go listopada. We Francji tak się składa, że 11-sty listopada jest również świętem państwowym, tyle, że powodem do świętowania przez Francuzów bynajmniej nie jest kolejna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości, lecz moment zakończenia I Wojny Światowej, zwanej też Wielką Wojną. Choć przez cały czas przebywałem w szpitalu, a dokładnie na sali, którą opuszczałem od czasu do czasu trzymając się w granicach oddziału, na którym byłem - to nie słyszałem o żadnych zamieszkach, ani o żadnych burdach w Paryżu w dniu 11-go listopada. Dzień ten przeszedł spokojnie, zaś całemu personelowi, jak również wszystkim francuskim pacjentom towarzyszył uśmiech na twarzy i ogólna radość - u tych nielicznych mających wszystko głęboko w poważaniu obecna była co najwyżej ignorancja i nic więcej.
Co ważne, nie było jakiejkolwiek wrogości, ani jakichkolwiek innych negatywnych emocji zarówno na samym oddziale, jak również żadne tego typu emocje nie dobywały się z zewnątrz do szpitala. Ot, można by powiedzieć święto świętowane jak każde jedno święto winno być świętowane.
W kolejnych dniach szczerze mówiąc nie wiedziałem co się dzieje we Francji poza tym tylko, że po 11-stym listopada nastąpiły zwykłe robocze dni przerywane zwykłymi weekendami.
Znacznie, znacznie wcześniej jednak, gdy innym razem byłem w Paryżu, to natrafiłem na wybory do Europarlamentu połączone z wyborami do władz municypalnych. Wtedy akurat nie byłem w szpitalu i miałem pełen dostęp do wszystkich mediów mówiących o tym co się działo aktualnie we Francji zarówno przez cały czas trwania kampanii wyborczej, jak również w dniu głosowania, jak też w dniu liczenia głosów. Owszem, emocji, a zwłaszcza emocji wyborczych nie brakowało, a wręcz można powiedzieć, iż było ich pod dostatkiem. Zarówno we francuskiej telewizji, jak i w internecie, a także na plakatach wywieszonych na ulicach Paryża, w którym byłem - widać było tradycyjną, acz zażartą walkę pomiędzy socjalistami a demokratami. Do walki tej przyłączyły się również skrajne skrzydła prawicy reprezentowanej przez Marine Le Pen i jak i skrajnej lewicy reprezentowanej przez Jean-Luc’a Melenchon’a. Walka była zażarta i napięta. Ale.. jak się okazało potem, również wszystko odbywało się w granicach rozsądku. Po zakończonym głosowaniu przyszedł czas na liczenie głosów i udało się mimo napięć i niezadowolenia wszystkich środowisk politycznych we Francji - skutecznie policzyć głosy i to dość szybko. Jak się okazało, francuska reprezentacja w Europarlamencie została zdominowana przez skrajnie prawicowy i antyeuropejski Front Narodowy. Owszem, w mojej ocenie jest to powód do niepokoju. Mimo tego jednak Francja z trudem co prawda, ale jednak - zaakceptowała taką, a nie inną wolę wyborców. W dalszych dniach, aż po dzisiejszy dzień spory polityczne we Francji są nadal zażarte i gorące, ale.. w granicach rozsądku.
Rys. P. J. Jastrzębski
Po powrocie ze szpitala będąc nadal jeszcze w Paryżu otwieram polski internet, a w nim czytam li tylko nagłówki mówiące o jakiejś studentce, która napisała zhakowany program do obsługi systemu elektronicznego Państwowej Komisji Wyborczej. Dalej, czytam, iż jeden z ważniejszych członków centrali PKW po ponad 20-stu latach pełnienia funkcji podaje się do dymisji. Biegnąć dalej li tylko po nagłówkach i tytułach artykułów, bo za mało jeszcze mam sił aby czytać artykuły z takimi egzotycznymi wiadomościami - dowiaduję się, że Państwowa Komisja Wyborcza jest obecnie okupowana. Z kolei, jeśli chodzi o wyniki wyborów, to są one wciąż niejasne i o wiele pewniejsze okazują się sondaże aniżeli wyniki wyborów, których to wyników wciąż jeszcze nie ma, bo system informatyczny przygotowany przez wspomnianą jakąś studentkę całkowicie padł po n-krotnych włamaniach przez nieznanych hackerów. Co więcej, czytam również o tym, że nie da się za bardzo policzyć „ręcznie” głosów, bo w wielu komisjach wyborczych następowały „cuda nad urną”. Jeden z przedstawicieli centralnego kierownictwa PKW wspomina, że wyniki wyborów może zostaną ogłoszone w następnym tygodniu - z postawieniem akcentu na „może”. Dalej, czytam także, że jeden z ministrów (nie pamiętam który) rozważa powtórzenie w całej Polsce wyborów samorządowych.
Nie chce mi się w to wszystko wierzyć i przecieram oczy ze zdumienia, zaś przecierając oczy ze zdumienia powracam czym prędzej do studiowania mojej karty wypisowej ze szpitala, a zwłaszcza do opisu stosowanych u mnie leków w trakcie hospitalizacji. Staram się bowiem znaleźć jakiś lek, albo grupę leków, które mogłyby mi zaszkodzić i spowodować jakieś przewidzenia. Leki jednak okazują się być w porządku zarówno te, które u mnie stosowano w trakcie hospitalizacji, jak również te, z którymi wypisano mnie do domu.
Finalnie sprawdzam jeszcze raz kalendarz. Może dziś jest prima aprilis, czyli 1 kwietnia, a więc dzień, w którym wszystkie media robią sobie żarty, które szczerze mówiąc mało kogo śmieszą? Okazuje się, że z moim kalendarzem wszystko jest ok.
Tak, tak. Czytam o Polsce właśnie, a nie o jakiejś republice bananowej, czy republice postsowieckiej. A może jednak?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz