środa, 12 marca 2014

O hipokryzji prawicowego kultu macierzyństwa i o lewicowej wrażliwości na prawa i problemy kobiet.

W dzisiejszym internetowym wydaniu Gazety Wyborczej pojawił się po raz kolejny artykuł poświęcony karmieniu piersią w miejscu publicznym. Przytoczony w nim został przypadek Pani Joanny, która wybrała się na zakupy do gdańskiej galerii handlowej „Przymorze”. W momencie gdy zaczęła karmić swoje dziecko piersią podszedł do niej ochroniarz i ostrym tonem poinformował ją o tym abym „tego nie robić” i że aby to zrobić powinna się udać do specjalnie przeznaczonego do karmienia dziecka miejsca, a więc do pokoju dla matki z dzieckiem.
Pod artykułem pojawiło się jak zwykle wiele różnego rodzaju komentarzy internautów. Znakomita większość z nich to komentarze oscylujące pomiędzy skrajnymi postawami, tzn. część to komentarze skrajnie popierające nie tyle Panią Joannę, co w ogóle karmienie piersią w miejscu publicznym dla samej zasady, jak również komentarze potępiające zarówno Panią Joannę, jak i wszystkie kobiety, które kiedykolwiek karmiły piersią w miejscu publicznym.
A jak faktycznie kwestia ta się przedstawia odrzucając na bok skrajne emocje i skrajne osądy na ten temat?

Nie przeszkadzać, nie potępiać - nic karmiąca kobieta złego nie robi. Jak karmi, to niech karmi.
Jeśli chodzi o mnie, to widok kobiety karmiącej dziecko w miejscu publicznym nie jest czymś nadzwyczajnym. Widok taki ani we mnie nie wzbudza obrzydzenia, ani również zainteresowania. Ot, po prostu kobieta karmi sobie dziecko piersią i tyle. Co ważne, nie mam nic przeciwko temu aby kobieta karmiła dziecko wtedy kiedy tego akurat dziecko wymaga - nawet jeśli sytuacja temu zbytnio nie sprzyja. Wszak najważniejsze jest dobro dziecka.
Niemniej, domyślam się, że znakomita większość kobiet, która karmi swoje dzieci w miejscu publicznym - po prostu jest właśnie zdeterminowana pojawieniem się jakiejś nagłej sytuacji wymagającej nagłego niezależnego od panujących zewnętrznych warunków - nakarmienia dziecka. Myślę, że skrajnie mała jest liczna kobiet, które karmią swoje dzieci piersią publicznie tylko dla samej zasady. Większość kobiet woli takich sytuacji zwyczajnie unikać właśnie po to aby nie spotykać się bądź to z niezdrowym zainteresowaniem poszczególnych przechodniów, bądź też z jakimiś nieprzychylnymi czy wrogimi wręcz spojrzeniami, a nawet reakcjami. Skoro więc, kobieta decyduje się na to aby nakarmić dziecko piersią publicznie, to najwidoczniej musiała pojawić się sytuacja bardzo, bardzo nagła - i koniec. Podsumowując, jeśli sytuacja nagli i dziecko musi być nakarmione piersią w miejscu publicznym, to niech nikt zwyczajnie nie przeszkadza, a z kolei, jeśli kogoś taka sytuacja brzydzi, czy żenuje, to niech odwróci głowę w drugą stronę.

Matka karmiąca jako petent w urzędzie - to petent drugiej kategorii.

A tym czasem, zamiast zabraniać i się zwyczajnie wyżywać na kobietach karmiących, może lepiej aby władze pomyślały nad obowiązkową obecnością w każdym miejscu użyteczności publicznej pokoju dla matki z dzieckiem - i co ważne, aby pokoje te były łatwo dostępne. Tym czasem takie pomieszczenia są rzadkością. I tak dla przykładu: Urząd Gminy Warszawa-Śródmieście na ulicy Nowogrodzkiej - co najwyżej ma niestety trudno dostępne toalety. Sądy z kolei - jak np. Sąd Okręgowy w Warszawie na alei Solidarności 127, Sąd Rejonowy dla m. st. Warszawy na ulicy Marszałkowskiej, czy choćby Sąd Najwyższy na placu Krasińskich - w ogóle nie są przygotowane na możliwość stawienia się do sądu matki z dzieckiem. Owszem, procedury sądowe zabraniają dzieciom wchodzenia na salę rozpraw, ale nie zabraniają wejścia do sądu. Poza tym, co ma zrobić kobieta jeśli musi stawić się w sądzie np. w charakterze świadka i jest ona jednocześnie matką samotnie wychowującą małe dziecko - co ma wtedy zrobić? Jeśli zostawi kilkumiesięczne dziecko w domu, to może się dziecku najzwyczajniej coś złego stać, a wówczas bardzo szybko pojawi się prokurator z zarzutem pozostawienia dziecka bez opieki i narażenia dziecka na utratę życia i zdrowia.
Co więc mają robić kobiety z małymi dziećmi jeśli przykładowo muszą pójść do urzędu, a z kolei nie mają z kim zostawić dziecka? Czy jedynym rozwiązaniem tego problemu jest pójście z dzieckiem do urzędowej toalety dla interesantów, która w większości przypadków niekoniecznie grzeszy czystością? Czy zdaniem oficjalnych władz dziecko ma być karmione w tym miejscu, do którego inni ludzie chodzą załatwiać się? 
Gdzie jest tu poszanowanie dla macierzyństwa, matek i dzieci - którymi to tak bardzo epatują partie prawicowo-chrześcijańskie - partie pielgrzymujące z taką ochoczością do Częstochowy? Z kolei, gdzie się podziała owa lewicowa wrażliwość w partiach, które tak bardzo identyfikują się problemami kobiet i z walką o prawa kobiet? Na której to pielgrzymce i na której "manifie" upominano się o pokoje dla matek z dzieckiem w miejscach użyteczności publicznej? Która partia czy to prawicowa, czy lewicowa postulowała dokonanie takich zmian w prawie budowlanym aby w każdym miejscu użyteczności publicznej obowiązkowo były pokoje dla matek z dzieckiem?


Zamiast zabraniać - może lepiej pomóc?
Zamiast nic nie robić lub wręcz zabraniać jak to miało miejsce w przypadku Pani Joanny - może lepiej pomóc kobietom karmiącym, a dokładnie może lepiej byłoby pomóc im przede wszystkim od strony legislacyjnej, a nie tylko rozprawiać w Sejmie o tym czy całkowicie zabraniać aborcji, czy może traktować aborcję jeszcze liberalniej niż wyrwanie zęba?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz